Burza z sałatą w tle
Nikt z nas nie spodziewał się burzy, bo nie słuchamy w mediach prognoz pogody, które i tak wiele razy się nie sprawdzają. W ubiegły piątek dzień był leniwy, spokojny, czasami jakaś zabłąkana chmurka przysłoniła słońce, ale ogólnie nic nie zapowiadało burzy. Zaczęło się nieśmiało, najpierw pojedyncze krople deszczu, potem delikatne opady ciągłe i nagle jak piorun z jasnego nieba zatrzęsło całym powietrzem. Pierwsze ostrzegawcze uderzenia zignorowałam, bo z umiłowaniem sadziłam maliny, ale w pewnym momencie, gdy piorun uderzył kilkanaście metrów ode mnie wzięłam nogi za pas i ze strachu, co tchu w piersiach, uciekłam z ogrodu. Miałam wrażenie, ze rozładowania elektryczne biegną za mną, bo w kieszeni dzwonił mi pęk kluczy, a według teorii blondynki, metalowe przedmioty przyciągają pioruny. Szkoda, że nikt nie zmierzył tego biegu, bo kto wie... może jakiś rekord ogrodowy wtedy padł.
(Dalej…)