Muzyczne wspomnienia

Alina | Ogolna | 2008-07-16, 15:16

Tydzień temu Radio Białystok zaprosiło mnie do programu, w którym miałam zaprezentować 5 ważnych dla mnie utworów. To trochę tak jakby ktoś powiedział 'wybierz muzykę, którą zabrałabyś ze sobą na bezludną wyspę i ma to być tylko pięć piosenek'. Nigdy nie byłam dobra w wybieraniu najlepszych płyt czy utworów, chociaż z racji tego co robiłam i robię często jestem proszona o takie zestawy. Muzyka mi się podoba lub nie. To mogą być bardzo różni wykonawcy, z różnych gatunków muzyki. Musi coś do mnie trafić i już. Ale innym zadaniem jest wybranie pięciu ważnych utworów życia, bo muzycznych 'momentów' do wspomnień każdy z nas ma pełno. Postanowiłam się zmierzyć z tym wyzwaniem, potraktowałam je poważnie i wybrałam. Są to utwory, które wplotły się w moje życie i za każdym razem, gdy je słyszę mam te same skojarzenia Czasami jest to bardziej sam wykonawca, a czasami tylko ten wybrany utwór. Oto moja 'galeria' pięciu wykonawców/utworów, które zostaną ze mną na zawsze. Trochę intymna podróż w przeszłość, ale skoro odkryłam się już przed słuchaczami Radia Białystok mogę i przed Wami.

Gino Vannelli - akurat do programu wybrałam utwór Wild Horses, chociaż do takiego zestawu bardziej by mi pasował 'I Just Wanna Stop' lub 'Crazy Love', ale nie mam przy sobie płyty z tymi nagraniami i bałam się, że mogły się brzmieniowo zestrzeć. Vannelliego 'poznałam' dzięki mojej pierwszej, największej miłości życia... Karolowi Draganowi, za którego w pewnym momencie wyszłam za mąż. Karol był muzykiem, grał na pianinie, komponował piosenki i żył muzyką. Uważał, że bez słuchania innych artystów nie może się jako muzyk rozwijać. Dzięki niemu poznałam wspaniałą paletę artystów i otrzymałam porządną edukacje muzyczną z najwyższej półki, a Gino zawsze będzie mi się kojarzył z Karolem i z szalonymi latami, które z nim spędziłam.

Postman ft. Anouk - Downhill
Następnym dużym krokiem w moim życiu były przenosiny do Holandii. Zamieszkałam w Amsterdamie ponad 20 lat temu. Mnóstwo zmian zaszło, nie za bardzo pasujących do opisywania muzycznych momentów, ale to tam przecież zostałam korespondentką Listy Przebojów Trójki, listy która była wtedy najważniejszym programem muzycznym w naszym kraju. Dzięki Markowi, który we mnie uwierzył i pozwolił mi urosnąć antenowo robię to już dłużej niż 20 lat. Zawsze interesowałam się muzycznymi nowinkami, a na potrzeby korespondencyjne stałam się wybitnie aktywna. Radowały mnie szczególnie momenty, gdy mogłam mówić o holenderskich wykonawcach. Niestety aż tak wielu ich nie było, więc jak się ktoś pojawiał promowałam ile się tylko dało. Na nic się jednak zdało wmawianie słuchaczom, że Anouk jest wielka, że nagrała kolejną świetną płytę. Jej albumy wyszły później też w Polsce, ale naprawdę nie miała szczęścia do naszych fal radiowych, które były już zajęte przez innych..:)
I jeżeli miałabym zagrać coś holenderskiego, tak z podpowiedzi serca, coś co mnie bardzo wzrusza to byłaby to grupa De Dijk, ale mając taki wyjątkowy moment na antenie chciałam go wykorzystać na zaprezentowanie Anouk, tym razem z jej mężem (już teraz ex) w jego nagraniu Downhill.
Znajdziecie w internecie. Jest kilka wersji.

The Wallflowers - 6th Avenue Heartache
Powinnam chyba powiedzieć, że mam słabość do amerykańskiego rocka. Lata temu wyławiałam wielu wykonawców, którzy nie zaistnieli w świadomości szerokiego odbiorcy w Europie. Jakoś tak na nich trafiałam, głównie dzięki holenderskiemu radiu i amerykańskim programom telewizyjnym typu David Letterman, czy Jay Leno. Oglądałam je głównie dla końcowego występu muzycznego. Fajnie, że radio w Holandii jest odważniejsze, bo nawet jak czegoś nie wylansują to mogą kogoś taką muzyką zainteresować i potem się już samemu szuka. Tak wpadłam na The Wallflowers. Wracaliśmy z Polski do Amsterdamu, skatowani niemieckimi stacjami, 'obyś przez Niemcy jechał i radia tam słuchał' powtarzam kolegom z branży. Wjechaliśmy na teren Holandii, bo akurat obornikiem zajechało (teraz Unia ograniczyła spryskiwanie gleby) i w publicznym radiu usłyszałam The Wallflowers. Jeżeli ktoś mówi, że ludzie lubią piosenki, które znają to ten ktoś ma racje, ale jestem wyjątkiem od reguły. Pokochałam The Wallflowers od pierwszej nuty i co tu ukrywać.. potem też niewinnie wokalistę Jakoba Dylana. Jak mawialiśmy z Markiem, stał się on moim, kolejnym muzycznym kochankiem. Mam wszystkie ich płyty, ale u mnie żadna nie pobiła 'Brining Down The Horse'. Byłam też na ich koncercie w Melkweg, ale gdy wyszli na scenę na chwile umarłam.... Najwyraźniej popalili sobie przed koncertem, w końcu byli w 'kraju w którym wszystko wolno' i chyba źle wyliczyli efety, bo jak zaczęli występ byli jakby nie z tego świata. Ale Holendrom i Amerykanom, którzy przyszli na koncert wcale to nie przeszkadzało. Znali już ich płytę i śpiewali razem z nimi. Dobrze, że śpiewali, bo to podniosło muzyczną temperaturę i 'performance' ze sceny ... No cóż, takie momenty się zdarzają... ale wyobraźcie sobie mnie... nie dosyć, że wróciłam do domu trochę głucha (brawo akustycy!!) i śmierdząca papierosami (no koniecznie trzeba sobie popalić, bo jak tu żyć..) to jeszcze muzycznie rozczarowana. Ukoiłam ból winem okraszonym perfekcyjnymi nagraniami z płyty. Ale nie żałuje, że poszłam na ten nieudany koncert, bo zobaczenie Jakoba z bliska, nawet trochę w stanie wskazującym na nieobecność... była mi potrzebna do zdobycia, nie tylko muzycznego dystansu.

Creed - One Last Breath
Znowu Amerykanie. Historia tego utworu jest związana z podróżą do Stanów. Był wrzesień 2001 roku. Zaplanowaliśmy wylot do Nowego Jorku na 10 września. Jednak z powodu mojego słabego samopoczucia i jeszcze kilku innych powodów plany zostały anulowane. Wszyscy pamiętamy co się stało 11 września i ten widok zostanie w nas na zawsze. Nie wiem, jak potoczyłoby się moje życie, gdybym tam w takim momencie była, bo jest jeszcze jedna rzecz związana z planami tej podróży. Mieliśmy zatrzymać się, z 10 na 11 września, w hotelu Marriott, jeden blok od WTC. Byliśmy w tym hotelu podczas poprzedniej wizyty i spodobało mi się tam.
Następna wizyta w Nowym Jorku miała miejsce dopiero w listopadzie 2003 roku. Oczywiście jak każdy poszłam zobaczyć miejsce po wieżach, obejrzałam fotografie, napisy na płotach ogradzających ruiny, czytałam listy osób poszukujących swoich bliskich... Niby to wszystko widziałam już w mediach, ale gdy się jest w takim miejscu to jakby kroczyć po terenie usłanym duszami zmarłych... Zrobiło to na mnie przygnębiające wrażenie. Poszliśmy także zobaczyć Hotel Marriott, który w ataku na WTC ucierpiał tyle, że powylatywały z niego niektóre okna. Tak z pozoru życie zdawało się wrócić do normy.. nikt już nie mówił o WTC... o bólu, o stratach.. już planowano w to miejsce nowe inwestycje, bo przecież życie płynie dalej.
Wynajęliśmy samochód i wyjechaliśmy z miasta. Gdy kilka dni później wracaliśmy wieczorem od strony New Jersey mieliśmy jak na dłoni piękny widok na oświetlony Manhattan, jak pocztówka na której wyretuszowano dwie wieże... i wtedy zagrali w radiu 'One Last Breath' grupy Creed. Ta niezwykła panorama Manhattanu w połączeniu z muzyką spowodowała, że chociaż wież tam nie było mogłabym przysiąc, że je tam widziałam. Rzadko wzruszają mnie widoki, ale wtedy popłynęły mi łzy...

U2 - In A Little While
Czasami nagrywamy własne kolekcje, żeby przetrwać podróż przez Niemcy i na jednej z nich był właśnie ten utwór, który będzie mi się kojarzył z konferencjami organizowanymi przez nas przez 13 lat w Warszawie dla polskich radiowców. Okres przygotowań był zawsze dla mnie bardzo stresujący, bo całość robiliśmy tylko we dwójkę, z Cesco, ale wiadomo, kto musiał trzymać wszystko w kupie, pisać listy, promować, oczami świecić i potem jeszcze uroczyście otwierać konferencje. To był dla mnie koszmar, bo nie lubię być na scenie, lubię działać zakulisowo, a tu trzeba było wyjść przed salę wypełnioną radiowcami z całego kraju. I dobrze wyglądać i napisać sobie przemówienie i jeszcze trzymać rękę nad logistyką dwudniowego wydarzenia. W 2005 roku, w październiku, odbyła się ostatnia konferencja radiowa. Jak na stan rynku radiowego wypadła dobrze i byłam bardzo zadowolona, że mam już wszystko za sobą. Wtedy wracając z Centrum Konferencyjnego Wojska Polskiego na Żwirki i Wigury 9/13 do Hotelu Jan Sobieski (naszego ulubionego centrum i naszego hotelu, gdzie spaliśmy 10 lat) włączyliśmy w samochodzie CD odtwarzacz i tam był ustawiony właśnie ten utwór. Graliśmy wtedy In A Little While na cały regulator i śpiewaliśmy z U2 ile siły w gardle. W życiu nie czułam takiej ulgi, takiego błogostanu, chociaż jeszcze wtedy nie wiedziałam, że to była ostatnia konferencja.
Ilekroć słucham tego utworu mam przed oczami moich ukochanych radiowców przybywających na konferencje, niestrudzonych pracowników Centrum Konferencyjnego WP, z którymi byliśmy ponad dekadę, naszą stałą i dzielną załogę wspomagająca nas organizacyjnie i psychicznie oraz mój konferencyjny trud, którego żadne słowa tutaj nie wyrażą. Z tym utworem zawsze będzie mi się to kojarzyło i nic tego już nie zmieni.

Pozostałe wpisy
» Keukenhof (2017-03-28, 15:49)
» Leśniczówka (2017-02-16, 17:54)
» Do Siego Roku! (2017-01-26, 13:18)
» 33-lecie Listy Przebojów (2015-05-02, 22:15)
» Nie tylko na Wszystkich Świętych (2014-11-01, 11:53)
» From Holland with love (2014-07-14, 10:52)
» .. and the winner is... Germany! (2014-07-14, :)
» Brazylia - Holandia (2014-07-13, 17:31)
» Byłam fanką Oranje (2014-07-10, 09:29)
» Wino się skończyło, a... (2014-07-10, :)
» 0:0 (2014-07-09, 23:56)
» Postanowiłam… (2014-07-09, 23:33)
» FOF… cd (2014-07-09, 23:17)
» Do przerwy (2014-07-09, 22:55)
» Brazil... (2014-07-09, 22:30)
» FOF... cd (2014-07-09, 21:49)
» Huuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuuura! (2014-06-29, 21:01)
» FOF... cd (2014-06-29, 19:43)
» FOF (2014-06-29, 18:51)
» Dama z… plecakiem (2014-04-28, 20:27)
Alina Dragan RSS Feed

© 2007 Alina Dragan. All rights reserved worldwide.